poniedziałek, 16 czerwca 2014

# 293. relacja: casting do Top Model

na wstępie chciałabym zaznaczyć, że naprawdę jestem w pełni świadomości tego jak nisko trzeba upaść, żeby wziąć udział w tymże.. przedsięwzięciu. samo to, co program prezentuje w tv nie jest szczytem moich marzeń. poszłam bo wiem, że potem bym żałowała, że nie zobaczyłam jak to jest (i tu się przyznam- chciałam też nieco poszydzić z usilnych starań dostania się do programu moich ,,konkurentek" ;))
przy okazji też przepraszam za długość tekstu i brak jego składności- jestem chora i moje możliwości na płaszczyźnie jakiegokolwiek wysiłku (również psychicznego) sięgają dna.

pomysł pojechania pojawił się tego samego dnia o... 3 w nocy, kiedy to obudził mnie mój pies. także decyzja absolutnie nieprzemyślana. po krążeniu po Gdańsku (mówiłam, że moja orientacja w terenie jest równa zeru?) co najmniej 2x dłużej niż trzeba było (w tym miejscu dziękuję panu taksówkarzowi, który podrzucił mnie do celu!) dotarłam na miejsce.


wbrew tego, co na swojej stronie podaje program- pod Filharmonią, gdzie owy casting miał miejsce zebrało się... no, MOŻE 300 osób (a wliczam tu osoby towarzyszące!). sporym zaskoczeniem był fakt, że 80% dziewczyn nie miało więcej niż 170cm wzrostu (kiedy jest to dolny wymagany pułap tego parametru). na palcach dwóch rąk (dosłownie!) byłam w stanie zliczyć osoby, które faktycznie miały predyspozycje (zarówno względem wzrostu, jak i figury) do brania udziału w programie tyczącym się modelingu.

przekrój zgromadzonych osób był bardzo zróżnicowany- osób naprawdę chudych (nie mylić ze szczupłymi!) było wbrew pozorom naprawdę niewiele, tak samo jak tych, które były odpowiedniego wzrostu. i zgodnie z moimi cichymi oczekiwaniami- miałam okazję obserwować jednostki, które były w stanie zrobić dosłownie wszystko, byle by ,,zostać Tap Madl". popisy przed kamerami, pchanie się do przodu, do aparatów, na podest (gdy raz była sposobność)- dużo frajdy mi to dostarczało, muszę niechlubnie przyznać ;)

całość zaczęła się o godzinie 10:00. przez ok. 2h na ustawionym przed Filharmonią podeście/wybiegu Pan Maciek (nie ma pojęcia jak miał na imię, w każdym razie na potrzeby wpisu ochrzciłam tak człowieka, który wszystko i wszystkich koordynował) wraz z ekipą ustawiał kamery tak, ażeby były one odpowiednio ustawione.
już na tym etapie zaczęło się ustawianie wszystkich dookoła. tvn za świetną strategię uznał zrezygnowanie z kosztów wynajęcia statystów- przecież mają darmowe ,,tysiące" dziewczyn i chłopaków, którzy- chcąc nie chcąc będą wykonywać ich polecenia. ,,tłum" był ustawiany, przesuwany i układany tak, byleby w wizjerze kamery wyglądało to tak, jakby faktycznie była zgromadzona tam niezliczona ilość ludzi. w tymże czasie (choć w zasadzie przez jego zdecydowaną większość) poszczególne osoby były wyłapywane przez ekipy (reporter, kamerzysta, dźwiękowiec) i zmuszane (tvn nie cierpi sprzeciwu ;)) do udzielania wywiadów. mi udało się uniknąć tej wątpliwej przyjemności (tyle ile się dało ukrywałam się gdzieś na obrzeżach) tak samo jak robienia zdjęć przez przybyłych fotografów (choć zamieniłam parę słów z kilkoma (notabene bardzo miłymi) reporterkami).

około 12:30 (nie patrzyłam na zegarek, naprawdę) zaczęto kręcić właściwy program. na podest wchodzili razem Marcin Tyszka, Kasia Sokołowska i Michał Piróg. po kilku chwilach dołączała do nich Zuza- zwyciężczyni ostatniej edycji.
kojarzycie, jak niezwykle entuzjastycznie reaguje tłum na widok owych person w tv? jakie to naturalne i absolutnie spontaniczne? dobre sobie- jedną scenę graliśmy... 15 razy? bo telewizji za mało było krzyków, uśmiechów i szczęścia zgromadzonych. głównym jednak powodem grania ,,dubli" było to, że po tym, jak Piróg krzyczał odpowiednie hasło- wszyscy mieli rzucić się (nie mylić ze zwykłym truchtem!) do drzwi budynku. pierwsze 2 razy... nikt nawet nie podbiegł- nieomal wszyscy wyśmiewali cały pomysł i uważali takie akty za co najmniej upokarzające (czy to nie doktryna tego programu?). po nie-wiem-której próbie- ostatecznie zostaliśmy wpuszczeni do budynku gdzie dostaliśmy arkusze do wypełnienia.
na kartach tych papierów, prócz standardowych danych do uzupełnienia (dane osobowe, wymiary, kontakt, adres itp.) były rubryki pokroju ,,co jest twoim największym życiowym problemem?" ,,kto Cię najbardziej wspiera?" et cetera. cóż- telewizja szuka łzawych historii, zaczepki, na której to mogłaby zbudować ,,coś" ciekawego. wypełniając tę ankietę dosłowne- siedziałam i się śmiałam ;)

w czasie stania w kolejce do oddania wypełnionego druku i otrzymania tej opaski zostaliśmy z niej wybici (ale fajnie było postać tam pół godziny!) i zaciągnięci na ,,tyły", żeby nakręcić sceny jak to szanowne jury podpływają pod Filharmonię na motorówce. tu też poznałyśmy (ja i moja znajoma, którą bogu dzięki spotkałam, bo chyba umarłabym z nudów- zgodnie z życzeniem- pozdrawiam Natalka! :*:*:*:*) dwójkę naprawdę fajnych ludzi- Rafała i.. koleżankę, której imienia nie zanotowałam. połączyły nas wspólne żarty odnośnie całego programu (jak to musimy opowiadać o tym, że jesteśmy sierotkami z pojedynczą nerką utrzymującymi 4 młodszego rodzeństwa, które to każde z osobna jest chora na nieuleczalne choroby, jak to pani Dżoana (która nota bene się nie zjawiła, do pary z Wolińskim) zamiast motorówką powinna przypłynąć na delfinku)). aktualnie jesteśmy umówieni na ,,wspólnego Maka" (wszyscy byliśmy tak głodni- kto by przypuszczał, że spędzimy tam cały dzień- że jednym z głównym tematem rozmów było to, co byśmy zjedli- a zjedlibyśmy wszystko) :).
ten moment najbardziej mnie denerwował- całość trwała dobre 2h, w pełnym słońcu (mi dodatkowo z głodu i osłabienia (jestem chora) kręciło się w głowie). tysiące (serio, chyba z 30) dubli, kiedy to każdy ,,był już tym ostatnim" (nota bene Pan Maciek miał w zwyczaju podobne zagrywki- obiecanki, które nigdy się nie sprawdzały. w pewnym momencie naprawdę byłam już co najmniej... poirytowana). 2 ostatnie nagrania tej samej sceny (przy której oczywiście trzeba było krzyczeć i piszczeć równie entuzjastycznie co wcześniej) odeszłam już na bok, bo jednak są pewne granice ;)

po tymże zadaniu można było wrócić do budynku (i do kolejki). warto tu dodać, że pani do której oddawało się swoje karty po tym, jak dowiedziała się, że osiemnaste urodziny mam we wrześniu... nakazała mi napisać lewą zgodę od rodziców (telewizja taka odpowiedzialna!). dostawało się też swój numerek- mi przypadł 1286 (czyżby ktoś tu coś nieco zawyżał, żeby na ekranie lepiej wyglądało? ;))
najpierw należało ustawić się w kolejce do zdjęcia- jeden portret i jedna sylwetka. potem wrócić na koniec kolejki i... czekać. około 2 godzin. na stojąco. w obcasach- znów. kręgosłup (a raczej lędźwie) wygłaszały już bolesne litanie błagalne, ale przecież jestem tu już tyle godzin- głupio teraz zrezygnować.

tu czekało nas kolejne 30minut czekania. pokoje były dwa- niektórzy wchodzili do ,,któregokolwiek", niektórzy byli przydzielani (nie wiadomo na  jakiej podstawie) do konkretnego (w tym ja- do ,,dwójki"). w nich- 4-osobowa komisja (NIE jurorzy, których widzicie w TV, my nie godni ich jeszcze ;)). do każdego pokoju wchodziło się szóstkami (nadmieniam, że przejście dalej wiązało się z.. no, przepychaniem).
wszyscy ustawiani byliśmy w szeregu i po kolei wywoływani do przodu. mieliśmy ,,30 sekund na autoprezentację" kiedy to mieliśmy się przedstawić. po czym komisja (która uprzednio zapoznawała się z naszymi kartami) zadawała pytania: jakie są nasze zainteresowania, czemu zgłosiliśmy się do programu, co zamierzamy robić, czy mamy swoje drugie połówki etc.
mnie zapytano m.in. jakim cudem schudłam 30 kg (,,czy jest jakieś doświadczenie, które zmieniło twoje życie?" w ankiecie). mam mocno uzasadnione obawy, że żadna z pań w komisji nie uwierzyła mi, że naprawdę moja dieta nie opierała się na liściu sałaty i dwóch marchewkach dziennie ;). jako jedyna zostałam poproszona o związanie włosów (oczywiście nie miałam przy sobie gumki, którą pożyczył mi jeden z kandydatów (facet bardziej potrzebował gumki do włosów ode mnie)- jak zawsze zapomniałam jej oddać).
potem przeszliśmy się przez (naprawdę wielką) salę, żeby wiedziano, ,,jak radzimy sobie z chodzeniem" i zostaliśmy wyproszeni, żeby komisja mogła się naradzić. wtedy też wszyscy z mojej ,,grupy" doszli do wniosku, że mam największe szanse (historia rodem z życia Ani Bałoń, dodatkowo kazano mi związać włosy, a to ,,oznacza zainteresowanie"). NIESTETY przypuszczenia te okazały się błędne- nie przeszłam (tak naprawdę- modliłam się, żeby nie musieć tu przychodzić jutro (do czego zobowiązywał awans do następnego etapu). przeszedł natomiast kolega, który pożyczył mi gumkę do włosów (opchnę ją za grube miliony!)- przypuszczalnie dlatego, że dużo jeździł po świecie, miał włoski akcent i występował kilka razy w tv (bo i po co im mamałyga, co się nie ruszy znieruchomiona światłem reflektorów, kiedy mogą mieć osobę, która przed obiektywem czuje się bardzo dobrze) m.in. w Szymon Majewski Show.

gdy byłam już wolna (i jakże szczęśliwa z tego tytułu!)- pognałam nieomal do najbliższego sklepu spożywczego (będąc najpierw zahaczona przez jakiegoś człowieka ,,z agencji modelek", który zbierał maile od potencjalnych osób którymi byliby zainteresowani).



wydaje mi się, że nie do końca ukazałam to tak, jak faktycznie było- jedyne odczucie po całej ,,przygodzie" jest takie, że osoby które zgłaszają się do programu są traktowane co najmniej przedmiotowo. Panowie Maćkowie przerzucają wszystkich z kąta w kąt, nieważne ilekroć, ważne, żeby dobrze wyszło. jest to świetny biznes- ileż musieliby w końcu zapłacić statystom! szkoda, że kosztem takich zachowań. poza tym traktuje się wszystkich jak idiotów- obiecuje ostatnie podejścia, obiecuje, że zaraz otworzy się drzwi- po czym przez kolejną godzinę nagrywa kolejne zdjęcia.

13 komentarzy:

  1. jakoś mnie to nie dziwi. ten pseudo światek mody to dno totalne. próbują z człowieka zrobić kukiełkę, którą można sterować. nic przyjemnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Pic i fotomontaż! Ciekawe doświadczenie, ale dobrze, że już za Tobą. Bardzo fajna relacja, dobrze się czytało. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha. Jeden wielki cyrk :D
    Szkoda, że na szklanym ekranie tak idealizują i potem młodzież wpada w co wpada. Jak raz słyszałyśmy z mamą, jak do jednej bardzo szczupłej dziewczyny mówili, ze musi schudnąć, to no wzrok pogardy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie bardzo składne to było, szybko przeczytałam.
    I szczerze.. czemu mnie to nie dziwi? Chociaż myślałam, że jednak trochę wiecej ludzi na to idzie (tvn mnie oszukało, ach te ich sztuczki!).
    A te wszystkie sytuacje, które opisałaś, całe to kręcenie odpowiednich ujęć, jest po prostu śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że to wszysto pic na wodę! Nie lubię tego programu :P

    OdpowiedzUsuń
  6. wszystko pod publikę, ale te ankiety rozbawiły mnie najbardziej. no ale fakt, skądś muszą brać te historie wyświetlane na ekranie. w dodatku nie masz łapiącej za serce historii - nie masz zbyt wielkich szans na przejście dalej, bo przecież normalnych ludzi pokazywać nie będą ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Długość mnie nie przeraziła, bo byłam barsdzo ciekawa tego co opiszesz. W simie nie spodziewałam się, że w top model, jest tak cudownie, jak widać na ekranie. Dobrze, że się chociaż pośmiałaś i spróbowałaś, lepiej, że nie przeszłaś, tak myślę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuję się oszukana, a co dopiero ty. Artykuł bardzo dobrze napisany i zrozumiały mimo twojej choroby. Niemniej jednak fajnie, że się z nami tym podzieliłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. a daj spokój z tymi programami tv. dwukrotnie towarzyszyłam znajomemu w pre-castingach - tvnu i polsatu. porażka! nic nie jest naturalne, wszystko działo się dokładnie tak jak mówisz, w dodatku został potraktowany nie kulturalnie, ponieważ komisja zamiast słuchać jego śpiewu, zastanawiała się nad tym co zje na następującej po nim przerwie obiadowej. żenada. po tych doświadczeniach cieszyl się, że nie musi brać w tej farsie udziału.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak sobie myślę, że chyba nie byłaś jedyną osobą "zażenowaną" poziomem intelektualnym tego "programu" ;)
    Ale jestem zdziwiony (niepoinformowany, także), że zdecydowali się przyjmować chłopaków - pewnie za mało dziewczyn mieli w poprzednich edycjach :P
    Nawet na ekranie wygląda to na żenuę, a co dopiero w realu. Szczerze współczuję tragicznych przeżyć :]

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem, jak można się z Tobą skontaktować, ale mój layout to bardzobardzobardzo zmodyfikowana wersja tego http://iksandi.com/2012/08/blogger-template-galauness/ Jak będziesz miała jakieś pytania - pisz śmiało :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow fajnie jest poznać "tę drugą stronę", bo jedną edycję oglądałam i przyznam, że Twoja relacja mnie mocno zadziwiła. Jaki żal z tej telewizji... no nic, wychodzi na to, że lepiej się nie dostać niż potem być maltretowaną przez Pana Maćka kilka kolejnych odcinków xd

    OdpowiedzUsuń
  13. oh! jakie to było ciekawe:) fajnie jest poznać wszystko od ,,kulis: :)

    OdpowiedzUsuń