to wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że to co dajemy do nas wraca. i nie chcąc sobie tu za bardzo schlebiać- po prostu staram się nie broić (; a że przy okazji zrobiłam ostatnio kanapki głodnym współpracownikom (chleb kupiłam mamie, ale nie była zła, że do domu dotarła 1/3 bochenka), udostępniłam zbiór notatek i zabroniłam obcokrajowcom wysiąść z pociągu ,,bo to jeszcze nie ten sopot, tylko następny"- liczę, że ,,karmy" starczy nam na te 2 tygodnie wyjazdu. przyda się z pewnością bardzo. jak pompatycznie czy tandetnie by to wszystko nie brzmiało. dobro jest proste
I odnośnie ostatnich komentarzy- dziękuję. Każdy z nich czytałam parokrotnie, za każdym razem trochę się dziwiąc i być może niedowierzając- że to miejsce znaczy coś dla kogoś prócz mnie. Nie chciałam też zabrzmieć tak radykalnie- być może wyszło tak przez strach z mojej strony przed całą wyprowadzką. Prawdopodobnie blog obierze nieco inny kierunek, niż tego chciałam, pewnie będzie znów sniadaniowcem z niskolotnymi zdjęciami na parapecie, ale przecież sama powtarzam, że czasem do zmian trzeba się dostosować
Grzybowa potrawka z patelni z plackiem z soczewicy (doprawiony zaatarem) i baba ghanoush
wszystko wegan!
ulegając nieco powoli wkraczającej jesiennej aurze, której ciężko się oprzeć. trochę pomieszanie z poplątaniem- ostatecznie smaczny i sycący obiad.
od czasu ograniczenia do minimum produktów odzwierzęcych zauważyłam tendencję do bardziej przemyślanego podejścia do doprawiania posiłków. ,,sól i pieprz" zaczynają być wypierane (całkowicie instynktownie!) przez wszelkiego rodzaju przyprawy. ...i moja mała miłość- Za'atar. ciężka do dostania, a gdy już się uda- droga. dlatego postawiłam na własny wyrób, wykosztowując się jedynie na sumak. nie wiem, czy to jakaś podświadoma duma, że zrobiłam go sama, czy po prostu jest tak dobry, ale- Za'atar wyjadać mogę łyżeczką ze słoika. przysięgam, że do gotowych mieszanek nie wracam!
potrawka:
ok. 5 dużych pieczarek
1/2 bardzo dużej cebuli
kilka suszonych grzybów (prawdziwków lub podgrzybków)
niewielki korzeń pietruszki
mały ząbek czosnku
garść zielonych oliwek
olej
sos sojowy, pieprz
majeranekwędzona słodka papryka
pieczarki i cebulę pokroić w dość grube plastry i wrzucić na mocno rozgrzany olej (przy smażeniu warzyw ważnym jest ,,używanie" dużego ognia). zaraz po nich dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i drobno pokrojoną pietruszkę. całość smażyć kilka minut, podlewając sosem sojowym. w między czasie pokroić oliwki i skruszyć suszone grzyby, po czym dodać je do smażących się warzyw. całość wymieszać i zostawić jeszcze chwilę na ogniu. po tym czasie sowicie przyprawić majerankiem i wędzoną papryką.
placek:
ugotowałam 100g zielonej ciecierzycy, po czym zmiksowałam z łyżką mąki (polecam nie kombinować z mąkami z kasz, a użyć tych ze zbóż- pszennej, żytniej czy owsianej), dodając nieco wody i łyżkę zaataru. smażyłam na natłuszczonej patelni z obu stron- do zarumienienia
!! baba ganoush:
podobno albo się ją kocha, albo nie znosi. jak dla mnie- absolutnie przepyszna (!!) pasta, z dużym potencjałem do kombinowania (próbowałam w wersji z lubczykiem, sosem sojowym, za'atarem czy płatkami drożdżowymi- za każdym razem cudna). z pewnością ma duże szanse przypaść do gustu fanom hummusu (choć jest nieco bardziej ,,cierpka")
jeden bardzo mały bakłażan
sowita łyżka tahini
łyżeczka musztardy (np sarepskiej)
mały ząbek czosnku
łyżka oliwy (używam oleju lnianego)
łyżka soku z cytryny
sól, pieprz
kminek
bakłażan (pokrojony) i czosnek pieczemy w nagrzanym do 180'C piekarniku przez około pół godziny (czosnek warto zawinąć w folię aluminiową dla zachowania aromatu i... od razu upiec całą główkę ;). po tym czasie bakłażana studzimy, obieramy ze skórki i miksujemy z pozostałymi składnikami na gładką pastę
lol nie wiem jak to się stało, ale jakoś twój ostatni post zagubił się w czeluściach bloggera i dopiero teraz go widzę - chciałabym dodać coś od siebie, ale.. chyba już wszystko zostało powiedziane, nie ma co składać żadnych deklaracji, po prostu bądź tu kiedy będziesz miała na to ochotę (gdybym nie miała fejbukowego kontaktu z tobą, to pewnie nalegałabym na większą częstotliwość ;))
OdpowiedzUsuńa co do dobrych uczynków - ostatnio w pociągu tłumaczyłam pani, gdzie musi wysiąść i kurcze ten szczery uśmiech mówiący 'dziękuję' jest cholernie fajną satysfakcją..
sumak mam, więc też się za za'atar powinnam zabrać!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wzięłaś pod uwagę nasze prośby. Nie ma się co dziwić, że to miejsce jest wyjątkowe nie tylko dla ciebie.
OdpowiedzUsuńOstatnio też zauważam, że dobro i pomoc powraca. trzeba porzucić maskę zołzy (tylko czasem!) na rzecz kochanej Asi!
Wierzę, że ten trip zostanie Wam w pamięci na długo i aż się rozmarzyłam o woodstockowym spotkaniu za rok! <3
Jak tylko zdobędę wszystkie potrzebne składniki, robię. I w tym momencie żałuję, że nie kupiłam sumaku, a już gotowy zatar. Muszę nadrobić przy najbliższej okazji!
Zachwycasz mnie tymi zdjęciami!
OdpowiedzUsuńKarma musi do Was wrócić. Czekam na miliony zdjęć z wyjazdu :)
Pięknie i pysznie :)
OdpowiedzUsuńGosia!!! jak przyjadę kiedyś (do Ciebie albo Ty do mnie) to koniecznie robisz mi taki obiad <3 ten placek, pasta i potrawka... rozpływam się na samą myśl o tym jakie to musi być dobre :)
OdpowiedzUsuńbędę za Was cały czas trzymać kciuki! niesamowita przygoda Was czeka i gdyby była taka możliwość to sama chętnie bym wyjechała na kilka dni, by poznać świat i ludzi :)
Ale musiało pachnieć! I pewnie, to nie tylko ważne miejsce dla ciebie, ale dla każdego, kto tu zagląda! A zagląda dużo osób!
OdpowiedzUsuńhttp://worshipingmornings.blogspot.com/
Twoje zdjęcia chyba nigdy nie będą niskolotne :) za każdym razem wchodząc tutaj jestem porażona Twoimi umiejętnościami i kulinarnymi ambicjami :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest cudowne w tym blogu - że on jest częścią Ciebie i od początku razem z Tobą przechodzi zmiany, obrazujęce w pewien sposób etapy Twojego życia. Ja i tak każdego dnia będę tu wpadać nie po niskolotne (phi! to żeś wymyśliła!) zdjęcie, ale żeby cały czas czuć tę bliskość, co do tej pory, maskującą nieco nasze rozstanie kilka tygodni temu. Trzymam kciuki za Waszą podróż (a wargę zagryzam z zazdrości), ale wierzę, że po takich dawkach dobra, którymi ciskasz na prawo i lewo, zostaną Wam po niej tylko przyjemne wspomnienia :> Taak, a teraz ta druga część posta, co my tu mamy... A, to ten słynny placek z soczewicy! Wyobrażam sobie Ciebie i Ewę jak w dzikim polu rozbijacie namiot i z wielkiego plecaka ze stelażem wyciągacie właśnie takie zapakowane uprzednio na drogę placki :)
OdpowiedzUsuńPadam - Indie i Arabia w jednym, wchłaniałbym jak ameba <3
OdpowiedzUsuńKrótko i treściwie: dobroć i pomoc jest tak fajna, że nie warto przestawać, ale co do 'niskolotności' - sorry, w to jakoś nie uwierzę :P
Po lewej gulasz z podrobów, po prawej schabowe, a w środku miseczka smaluszku, w końcu jakiś normalny obiad na blogach się pojawił xD
OdpowiedzUsuńTakie drobne, bardzo drobne uczynki, które nic nas tak naprawdę nie kosztują, a jakiś człowiek nie chodzi głodny, inny nie gubi się w obcym mieście. To jest przeprzeprzepiękne, że okażesz drugiemu człowiekowi trochę serca, trochę dobroci, a +10 do nastroju i jego i Twego. Jakby każdy człowiek robił drugiemu choćby jedno małe ,,dobre coś" dziennie, zjawisko takie jak depresja by nie istniało.
Smacznie ;-)
OdpowiedzUsuńDobro wraca! :D
OdpowiedzUsuńA ja nigdy nie przekonam się do bakłażana, ale potrawka i tak wygląda kusząco :D
Gosiu, dla mnie najważniejsze jest to, że zostajesz z nami! :*
OdpowiedzUsuńZdecydowanie czyniąc małe dobro, duze dobro do nas wraca.Ono nic nie kosztuje, ale gdy już wróci to jest w stanie nam pomóc, poprawić humor, uszczęśliwić. Na tym świecie zdecydowanie potrzeba więcej ludzi, którzy bezinteresownie czynią takie małe, dobre uczynki :)
Ale ja mam nadzieję, że razem z Ewką wrócicie z powrotem do nas. Bo nie jestem tego taka pewna, gdyż w Paryżu łatwo się zakochać i zostać w nim na zawsze :P
A ten talerz- spełnienie marzeń obiadowych/kolacjowych! Jednym słowem ''wytrawnie'' :P
UsuńNajważniejsze, że będziesz z nami i będziesz dawać mi kopa inspiracji ;) Potrawka wygląda czadowo, w 100% moje smaki i jak najszybciej muszę ją odtworzyć ;)
OdpowiedzUsuńJacie, zapomniałam dodać komentarz w końcu, więc potwierdzę tylko: tak, dobro jest proste. I tak, dobro wraca. Oby do Ciebie w jak największych ilościach!
OdpowiedzUsuń